Rozdział 3
W pierwszym tygodniu maja nawiedził mnie kolejny sen.
Byłem w nim w Wichrowych Wzgórzach. Siedziałem razem z Heathcliffem na ławie przed kominkiem - tej samej, na której zdrzemnąłem się tamtego pamiętnego wieczoru, kiedy przeżyłem moje pierwsze spotkanie z duchem Cathy. Jakimś szóstym zmysłem wiedziałem, że za wyjątkiem naszej dwójki dom jest zupełnie opuszczony.
Heathcliff otoczył mnie ramieniem i nietypowym dla niego łagodnym głosem powiedział coś, czego nie dosłyszałem. Odwróciłem twarz w jego stronę, chcąc być może lepiej słyszeć, i spojrzałem na niego. Jego twarz była dziwnie spokojna i zadowolona. Wtedy nagle uśmiechnął się do mnie, ale nie jego zwyczajnym wąskim uśmiechem, ale szeroko i szczerze. Dotknął dłonią mojej twarzy i powiedział coś, co znowu do mnie nie dotarło - wydawało mi się teraz, że moje uszy są jak zatkane watą, bo nie słyszałem także trzasku ognia, który przecież na własne oczy widziałem płonący na palenisku.
- To nie ty - powiedziałem głośno i to jakby zrzuciło ze mnie czar. Nagle byłem zupełnie przytomny i zdałem sobie sprawę, że powiedziałem prawdę - mężczyzna siedzący obok mnie nie był tym samym, którego znałem na co dzień.
- Jesteś bystry - powiedział mój przyjaciel głosem Catherine, a ja krzyknąłem z zaskoczenia.
- Ale ja mam już dość czekania - powiedział fałszywy Heathcliff już swym normalnym głębokim barytonem - Jeśli nie zamierzasz dopomóc mi w moich planach, muszę wziąć sprawy we własne ręce.
Wtedy zrobił coś, czego się zupełnie nie spodziewałem. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Zamiast jednak poczuć to, co zwykle się czuje będąc całowanym, poczułem przenikające mnie zimno. Chciałem krzyczeć, jednak nie mogłem nabrać oddechu przez usta blokujące moje własne.
Obudziłem się zlany potem. Tego dnia nie poszedłem na przechadzkę z Heathcliffem, wymówiwszy się bólem głowy.
Nie mogłem jednak unikać go wiecznie. Następnego dnia wstałem ze szczerym postanowieniem ignorowania moich wybitnie idiotycznych snów.
Nie minął nawet tydzień od tego czasu, a moje postanowienie zostało wystawione na próbę wielokrotnie, kiedy dziwne wydarzenia zaczęły się coraz bardziej mnożyć. Heathcliff nagle zaczął obserwować mnie uważniej niż zwykle, choć akurat to byłem skłonny przypisać jego ukrytej i niechętnie wyjawianej trosce o moje zdrowie, jako że zachowywałem się cokolwiek nietypowo. Zamiast jak zwykle pragnąc jego towarzystwa, zacząłem go unikać, co jednak w moich oczach było zupełnie uzasadnione. Miałem coraz więcej snów, w których byliśmy uwikłani w coraz to inne sytuacje. Wspólne były w nich tylko dwie rzeczy - nigdy nie był obecny nikt poza nami, a mój przyjaciel zawsze zachowywał się w charakterystyczny sposób. Gdybym był kobietą, byłbym przekonany, że ta senna wizja żywi do mnie jakieś uczucie.
Nie byłem oczywiście w stanie uniknąć wszystkich spotkań z Heathcliffem. Jawną niegrzecznością byłoby nie przyjąć jego zaproszenia na obiad. Dlatego też, kiedy pewnego popołudnia do drzwi Wichrowych Wzgórz zapukała cyganka, byłem tam obecny.
Mój przyjaciel chciał ją z miejsca wyrzucić, ale młoda Catherine oponowała tak gwałtownie, że dla świętego spokoju wpuścił starowinę. Ta uparła się, że nie wyjdzie, dopóki nie powróży każdemu mieszkańcowi tego domu.
Wróżka została ulokowana w kuchni (Heathcliff odmówił wpuszczenia jej do bawialni), gdzie każdy wchodził za swą koleją, aby wysłuchać wróżby w spokoju. Joseph do całej zabawy podchodził wyjątkowo sceptycznie i powrócił wyjątkowo oburzony (miałem przeczucie, że starowina mu wyjątkowo zręcznie przygadała). Z kolei Catherine i Hareton wydawali się nieco zaskoczeni, ale i zadowoleni. Zauważyłem, że bardzo się nawzajem szukali wzrokiem i zastanawiałem się, czy też może usłyszeli przepowiednie dotyczącą siebie nawzajem. Zilla na swoje nieszczęście (jak dowiedziałem się podczas moich wizyt, żywiła niezwykłą jak na taką prostą kobietę fascynację zjawiskami nadnaturalnymi) nie była obecna tego wieczora, jako że zmogła ją niespodziewana choroba.
Heathcliff nie był obecny czas dłuższy niż pozostała trójka. Wszyscy słyszeliśmy podniesione głosy, a kiedy mój przyjaciel w końcu pojawił się w drzwiach, był wręcz wściekły!
- Jeszcze będziesz mnie błagał na kolanach o pomoc! - Usłyszeliśmy skrzekliwy okrzyk cyganki.
Wiedząc z doświadczenia, że niebezpiecznie jest stawać na drodze rozeźlonego pana Wichrowych Wzgórz, sprytnie wycofałem się do kuchni pod pretekstem wysłuchania wróżby. Oczywiście nie wierzyłem w takie, jak uważałem, bzdury. Miałem zamiar zapłacić starowince i wyprawić ją w swoją drogę. Jednak ona miała mi kilka rzeczy do powiedzenia.
- Chłopcze - zawołała, a ja posłusznie podszedłem. Podniosła wzrok i skierowała na mnie pokryte lekkim bielmem oczy. Wydawało mi się, że przeszywa mnie nimi na wskroś.
- Nie doceniasz jego siły, panienko - zaśmiała się skrzekliwie. W tym momencie byłem już przekonany, że mam do czynienia z wariatką. Jaka bowiem zdrowa na umyśle osoba mogła mnie pomylić z kobietą? Oczywiście nie przyszło mi na myśl, że może zwracać się do kogoś innego.
- Proszę to wziąć, dobra kobieto - powiedziałem, wciskając do jej dłoni kilka monet, które wcześniej specjalnie w tym celu wyjąłem. Chwyciła je z niesłychaną zręcznością i schowała w swoich brudnych i obszarpanych ubraniach.
- Jesteś miły - powiedziała z aprobatą - W zamian za twą szczodrość dam ci radę. Nie lękaj się swych uczuć, bo osoba na którą są skierowane je odwzajemnia. I - Pokiwała chudym, powykręcanym starością palcem, jakby dla podkreślenia swoich słów - staraj się mniej myśleć a więcej działać.
- Dziękuję - powiedziałem, choć nie wiedziałem, co właściwie miała na myśli. Snułem oczywiście różne spekulacje. Osobą, która miała odwzajemniać moje uczucia najpewniej miała być młoda Catherine, bo nie widziałem innej kandydatki. Jak się później okazało, myliłem się.
- Gdy nadejdzie czas, będziesz wiedział, co to znaczy - powiedziała na ostatku i odeszła przez tylne wyjście.
Znaczenie rady cyganki pojąłem nie tak znowu wiele czasu później.
Tego dnia ja i Heathcliff odbywaliśmy jedną z naszych wielu przechadzek. Prowadziliśmy także, ożywioną jak na zwykle ciche usposobienie mojego przyjaciela, rozmowę. Niestety nie potrafię obecnie przywołać z pamięci, o czym w tamtym momencie dyskutowaliśmy. Wiem jedynie, że w pewnym momencie wspomniałem jakieś wydarzenie z dziejów jego rodziny. W następnej chwili rozwścieczony Heathcliff wypytywał mnie, gdzie zdobyłem tą wiedzę. Nie mogąc w żaden sposób wykręcić się od odpowiedzi, wyjawiłem prawdę.
Nie mogłem oczywiście pozwolić, aby Heathcliff dostał w swoje ręce panią Dean. Była, mimo wszystko, moją gospodynią i gotowała świetne obiady, do których te z Wichrowych Wzgórz się nie umywały. Musiałem szybko wymyślić coś, aby odwrócić uwagę mojego przyjaciela. Samemu będąc nieco roztrzęsionym i wiedząc, że prośby i krzyki nie działają, znalazłem jedną opcję.
Pocałowałem Heathcliffa.
- Och! - wyrwało się Emily, kiedy dramatycznym głosem wyjawiłem ten szczegół. Pierwszy raz od rozpoczęcia opowieści wydawała się szczerze zaskoczona i może nieco zszokowana. Jednak po chwili otrząsnęła się i pokiwała głową, jakby mówiąc do siebie, że powinna to przewidzieć.
- Doceniam zaufanie, jakie we mnie pokładasz - powiedziała poważnie.
- Wiem - skinąłem głową.
Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że dzielenie się tego typu szczegółami z kimkolwiek było wielce ryzykowne. Związki między osobami tej samej płci były uważane za chorobę, odstępstwo od normalności i jako takie były przymusowo leczone. Zdecydowałem się zwierzyć Emily, ponieważ z naszych licznych rozmów wiedziałem, że ma na te sprawy poglądy nieco bardziej liberalne od większości ludzi i wyjątkowo otwarty umysł. Nie pozwalała osądom innych wpływać na jej własne.
Milczeliśmy przez chwilę, każde pogrążone we własnych rozmyślaniach.
- Co zrobił? - spytała Emily.
- Och, spodziewałem się oczywiście, że kiedy się otrząśnie bedzie jeszcze bardziej wściekły niż przedtem - Uśmiechnąłem się na wspomnienie - Ale zaskoczył mnie chyba jeszcze bardziej niż ja jego, oddając mój pocałunek. A jak to zrobił! Możnaby pomyśleć, że cała ta pasja, jakiej nie przejawiał na zewnątrz uwolniła się w tej jednej chwili.
Panna Brontë na te słowa zarumieniła się i spuściła wzrok. Zawsze byłem zauroczony, kiedy okazywała podobne przejawy swojej ciągle dziewczęcej niewinności.
- Kiedy mnie puścił, spojrzał na mnie tymi swoimi czarnymi oczami, w których płonął ogień. Muszę przyznać, że w tamtym momencie szczerze stchórzyłem i dałem drapaka do Drozdowego Gniazda, które zrządzeniem losu znajdowało się mniej niż dziesięć minut drogi od miejsca naszego pobytu.
Panna Dean, zobaczywszy mnie wpadającego do domu, całego zdyszanego i zmieszanego, wyczuła od razu moje kłopoty. Nie dała mi spokoju, dopóki nie dowiedziała się, co się stało. Zapewniam cię, że nie sposób przed tą kobietą ukryć niczego, jeśli sobie postanowi, że chce się tego dowiedzieć! Opowiedziałem więc jej wszystko co się stało, prosząc o radę.
Zareagowała zupełnie inaczej, niż się spodziewałem. Zamiast skarcić mnie za moje nieprzemyślane i głupie zachowanie, zamyśliła się głęboko.
- On czuje do ciebie więcej, niż myślisz - powiedziała, zupełnie mnie tym zaskakując - Znam tego chłopaka od wielu lat i wiem, kiedy jest do kogoś przywiązany. Nie potępiam was oczywiście - nie potrafiłabym. Bóg mi świadkiem, Heathcliffowi należy się od życia trochę szczęścia. Ale jeśli nie chcesz mu go dać, lepiej odejdź, zanim złamiesz mu serce po raz kolejny.
Niepewny własnych uczuć, postanowiłem wyjechać do Londynu na kilka tygodni, dla uspokojenia myśli. Wytrzymałem tam jedynie dwa dni. Drażniły mnie tłumy, miejskie powietrze dusiło, a hałas ranił moje uszy. W tym czasie przypominałem sobie niezwykle wyraźnie, co mój przyjaciel powiedział niegdyś o pani wrzosowisk. Byłem przekonany, że zarzuciła na mnie swoje sidła. Tęskniłem za rozległymi przestrzeniami, przytulnymi pokojami Drozdowego Gniazda i przede wszystkim za Heathcliffem.
Po tygodniu byłem z powrotem.
Kiedy tylko w Wichrowych Wzgórzach dowiedziano się, że wróciłem, zaraz u naszych drzwi stanął Joseph z propozycją nie do odrzucenia - miałem przyjść do nich z wizytą, gdyż, jak tłumaczyła mi poruszona pani Dean, która przekazała mi wiadomość, pan zaczął zachowywać się coraz gorzej od czasu mojego wyjazdu. Atmosfera w domu stała się nie do zniesienia w tak krótkim czasie, że wszyscy byli przekonani, iż ma to jakiś związek z moim nagłym odejściem.
Kiedy otworzono mi drzwi, młoda Catherine zaraz zarządała, abym natychmiast przeprosił Heathcliffa, nawet jeśli to co się stało (o ile cokolwiek się stało) nie było moją winą, po czym przysłała go do mnie.
- Wróciłem - Jedynie to słowo przyszło mi do głowy. Heathcliff skinął głową, jakby mówiło mu to wszystko.
Od tego czasu nasze stosunki rozwinęły się w coś, co bałem się nazywać nawet w myślach.
Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że nie potrafię żyć bez Heathcliffa. Następnego dnia zmogła mnie ciężka choroba.