Wuthering Heights: Lost Chapters
Lockwood's Tale



Rozdział 2


Obiecałem, że odwiedzę ją najszybciej jak mogę, ale okazję na spotkanie mieliśmy dopiero miesiąc później.

- Co dalej? - zapytała Emily. To też w niej lubiłem - potrafiła po długim czasie podjąć rozmowę, jakbyśmy nigdy się nie rozdzielali.

- Większość historii już znasz - kontynuowałem.

- Kiedy następnym razem zobaczyłem Heathcliffa, zachowywał się zupełnie normalnie, nawet słowem nie dając po sobie znać, że stało się coś niezwyczajnego. Wymknąłem się najszybciej jak mogłem. Ku mojemu zdziwieniu, on wyszedł za mną, może wyczuwając mój zamiar, i zawołał, że mnie odprowadzi. Nie wiedziałem, dlaczego chciało mu się fatygować, ale byłem wdzięczny za jego pomoc. Gdyby nie on, z pewnością zgubiłbym się wśród zasp albo wpadł w jedną z ukrytych w białym puchu dziur lub rozpadlin.

Wieczorem dzięki uprzejmości pani Dean wysłuchałem pierwszej części opowieści o tragicznych dziejach Wichrowych Wzgórz.

Następne kilka tygodni spędziłem miotany chorobą. Zastanawiałem się, czy duch Catherine miał z nią coś wspólnego. Ciągle drżałem z zimna. Byłem pewien, że moje biedne ciało tego nie wytrzyma, ale na szczęście się myliłem. Pod koniec czwartego tygodnia doszedłem jako tako do siebie, a kilka dni później odwiedził mnie Heathcliff.

Zachowywał się... poprawnie. Zabawiał mnie rozmową, a ja byłem wdzięczny, że odciąga moją uwagę od przedłużającej się choroby. Czasem tylko przejawiał zachowanie, które mnie głęboko niepokoiło - zdarzyło mi się powiedzieć coś takiego, na co zamierał nagle i mierzył mnie dziwnym spojrzeniem. Jednak trwało to zawsze jedynie sekundę lub dwie, a ja nie chciałem odrzucić tej nieoczekiwanej serdeczności, jaką nagle zaczął okazywać względem mej osoby, przez zwracanie uwagi na z pewnością drobne jego dziwactwa.

Przez kolejne dni dochodziłem z wolna do zdrowia i zdążyłem poznać resztę historii Heathcliffa i nieszczęsnej Catherine. Przytoczyłem ją też tobie ze wszystkimi szczegółami, jakie zdołałem zapamiętać. Bądź pewna, że z tej przeszłości nie zmieniłem ani słowa.




Przerwałem swoją opowieść, kiedy weszła służąca z herbatą.

- Więc? - spytała Emily, kiedy ponownie zostaliśmy sami - mówiłeś, że kiedy poczułeś się lepiej, postanowiłeś opuścić Drozdowe Gniazdo.

- Tak - zgodziłem się - jednak przed swoim wyjazdem zobaczyłem Heathcliffa raz jeszcze, i to znacznie mną wstrząsnęło. Jak dobrze wiesz, obiecałem drogiej pani Dean, że doręczę liścik od niej do rąk własnych młodej Catherine, więc chcąc nie chcąc zmuszony byłem po raz kolejny odwiedzić Wichrowe Wzgórza.

Kiedy Heathcliff zobaczył mnie, przysiągłbym, że jego spojrzenie wyrażało skrywany niepokój, zdziwienie i może udrękę. Jednak szybko schował się za swą zwykłą maską ponuractwa, i gdyby nie jego zauważalna utrata wagi od czasu naszego ostatniego spotkania, nie zwróciłbym może uwagi na to, że coś go wyraźnie gnębi.

Miałem już na ustach słowa o moim postanowieniu wyjazdu, jednak coś mnie powstrzymało. Być może nie chciałem dokładać mu kolejnego zmartwienia. Jednak muszę przyznać, że kierowały też mną bardziej egoistyczne pobudki. Widzisz, rzadko miałem okazję porozmawiać z nim sam na sam, a będąc człowiekiem ciekawym z natury fascynowało mnie to niezwyczajne zjawisko o imieniu Heathcliff. Zwłaszcza po tym, jak poznałem jego historię. Miałem ochotę zapytać o tak wiele rzeczy! Jak zdobył swój majątek, na przykład - panna Dean nie była w stanie oświecić mnie w tej sprawie.

- Jak wyglądają Wichrowe Wzgórza wiosną? - zastanowiłem się zamiast tego na głos. Nie wiem, co mną powodowało, że zadałem akurat to pytanie, jednak po chwili wiedziałem już, że było ono poprawne. Na twarzy mojego gospodarza ujrzałem bowiem ślad uśmiechu.

Z pewnością wiesz, Emily, jak bardzo uśmiech potrafi zmienić człowieka. Z nim było tak samo - na jedną krótką chwilę złagodniały jego rysy i byłem w stanie zrozumieć, dlaczego Catherine Earnshaw tak do niego ciągnęła. Och, nie zrozum mnie źle, nie wypiękniał nagle, ani też tym jednym skrzywieniem ust nie zmienił swojego charakteru. Jednakże zdołałem ujrzeć ślad tej głębi uczucia, która niewątpliwie niegdyś - a być może ciągle? - w nim kipiała. Być może moje słowa przypomniały mu jakieś dawno zapomniane, szczęśliwe zdarzenie. Nigdy się tego nie dowiedziałem.

- Sam pan się przekonasz - powiedział niemalże żywczliwie, choć jego uśmiech już rozpłynął się w zwykłym niezadowolonym skrzywieniu warg.

- Właściwe zastanawiałem się, czy by na jakiś czas nie wyjechać do Londynu. Być może już nie wrócę - wypaliłem i czekałem na reakcję. Oczywiście doczekałem się.

Heathcliff przez chwilę zaniemówił, ale po chwili w zwyczajny sobie sposób odburknął:

- A jedź pan sobie! Ale niech pan nie myśli, że potrącę z czynszu kwotę za czas, kiedy pana nie będzie. Nie mam zwyczaju darowywać nikomu tego, co mi się należy.

Musiałem przygryźć sobie język, żeby nie powiedzieć, że doskonale to wiem. Nie byłem pewien, jak Heathcliff zareagowałby na swobodę pani Dean w dzieleniu się rodzinnymi opowieściami, i nie chciałem się dowiadywać.

- Nie mam zamiaru prosić o żadne potrącenia! - wzburzyłem się.

- Oczywiście - zadrwił Heathcliff. Chyba jednak nieco się zdziwił, kiedy nie zareagowałem na tą zaczepkę.

- Czy pan wolałby, abym wyjechał? - zapytałem poważnie, niespodziewanie dla samego siebie. Po raz kolejny tego dnia udało mi się zaskoczyć mego gospodarza.

- Nie wyobrażam sobie, abym mógł łatwo znaleźć następcę po panu - przyznał - Zastanawiałem się nieraz, co pana mogło sprowadzić na to odludzie. Niewielu zgodziłoby się płacić za przywilej mieszkania w tej samotni.

- Nie o to mi chodziło! - powiedziałem niecierpliwie - Nie miałem na myśli mnie jako dzierżawcę pańskiego domu. Chodziło mi o mnie - jako mnie. O Edwarda Lockwooda, który chciałby pana poznać lepiej, jeśli to możliwe. Czy zechce mnie pan jako gościa w pana domu, czy też raczej wolałby pan wygonić mnie, tak jak tej feralnej nocy gdy praktycznie odmówił mi pan schronienia przed śnieżycą?

Nie odpowiedział mi na to pytanie. Być może sam nie znał odpowiedzi. Zamiast tego zaprosił mnie na obiad, który minął w niezręcznej ciszy. Dochodząc do wniosku, że jednak nie jestem mile widziany, a brak odpowiedzi Heathcliffa na moje pytanie brał się jedynie z resztek uprzejmości, wyszedłem wcześniej. Miałem ochotę wyjść przez kuchnię, aby zamienić kilka słów z Catherine i może podrażnić nieco Josepha, jednak Heathcliff towarzyszył mi aż do wyjścia.

- Do zobaczenia, panie Lockwood - zawołał, kiedy już odjeżdżałem. Dopiero potem,a kiedy kilka dni później przyszedł z wizytą do Drozdowego Gniazda, dotarło do mnie, że naprawdę to miał na myśli.

W pewnym sensie odpowiedział na moje pytanie.

Nasze spotkania, czasem bardziej regularne, czasem mniej, ciągnęły się całą zimę. Myśl o wyjeździe w końcu całkiem wywietrzała mi z głowy.




- Czyli jednak Heathcliff nie nienawidził pana aż tak bardzo?

- Nie. Myślę, że w pewnym sensie go bawiłem. Jestem także pewien, że z jakiegoś względu ciągnęło go do mnie. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że to Catherine zabawia się zza grobu, pchając nasze dusze ku sobie, i wcale się w tym wiele nie omyliłem.

Przyśniła mi się pewnej nocy. Staliśmy pod drzewem, powyginanym przez czas i bezlitosne wichry. Wokół nas leżał śnieg. Zastanawiałem się, dlaczego nie jest poznaczony żadnymi śladami. Ona i ja musieliśmy się przecież jakoś tam dostać.

- Po zimie zawsze przychodzi wiosna - powiedziała.

- Czasem wiosna jest równie nieprzyjemna co zima - zaoponowałem, jednak Cathy tylko uśmiechnęła się, jakby wiedziała coś, czego ja sam nie wiedziałem.

Nagle zawiał ciepły wiatr. śnieg zaczął topnieć nam pod nogami, odsłaniając trawę i wrzosy.

Ujrzałem nagle, że w naszą stronę leci stado wron. Osłoniłem się odruchowo, ale one podleciały w górę i zaczęły krążyć nad drzewem.

- Słuchaj - powiedziała dziewczynka koło mnie.

Słuchałem. Wrony krakały bez przerwy i nagle zrozumiałem, co takiego wykrzykują.

Zasłoniłem uszy, ale nawet przez to słyszałem śmiech Catherine i wołanie: "Ed - ward Ed - ward Ed - ward"...

Kiedy się obudziłem, czułem na powiekach ciepło słońca. Kiedy wyjrzałem przez okno, zorientowałem się, że w Yorkshire w końcu zawitała wiosna.




Emily wpatrywała się w swoją filiżankę z herbatą. Jej gładkie zazwyczaj czoło przecinała zmarszczka zamyślenia. Czekałem uprzejmie z powrotem do opowieści, aż odzyskam pełnię jej uwagi.

- Było więcej snów, prawda? - zapytała w końcu. Skinąłem głową wcale nie zaskoczony jej poprawnymi wnioskami. Moja przyjaciółka już nieraz miała okazję wykazać się niezwyczajną dla jej płci bystrością.

- Tak. Jednak nie uprzedzajmy wydarzeń.

Długo trwało, zanim Catherine przyśniła mi się kolejny raz, jednak wiele się także przez ten czas wydarzyło. Kiedy śniegi stopniały i można było znowu spacerować bez obawy o przemoczone buty i zziębnięte ręce, ja i Heathcliff często urządzaliśmy razem przechadzki, a okazyjnie także konne przejażdżki. A było gdzie się przechadzać - między samym Drozdowym Gniazdem a Wichrowymi Wzgórzami drogi starczyło na niemal dwie godziny marszu. Za przewodnictwem mojego nowego przyjaciela, jak wtedy już ośmieliłem się go zacząć nazywać, miałem okazję zwiedzić wiele uroczych i tajemniczych zakątków, do których większości sam nigdy bym nie dotarł.

Stawałem się coraz bardziej i bardziej zauroczony tą niezwykłą krainą, w zimie tak nieprzyjazną i odpychającą, a w ciepłych miesiącach tak niezwykle czarowną. Kiedy wyznałem to pewnego razu Heathcliffowi, powiedział, żebym uważał, aby pani wrzosowisk nie zarzuciła swojego sznura na moje serce, jak to działo się z niektórymi ludźmi. Jak objaśnił, wtedy gdziekolwiek człowiek by nie podróżował i jakich wspaniałości by nie zobaczył, już zawsze będzie tęsknił do tych otwartych przestrzeni.

Jak to zwykle bywało z moim przyjacielem, znowu nie mogłem odróżnić, czy mówi poważnie, czy też sobie ze mnie żartuje, chociaż muszę przyznać, że znałem go coraz lepiej. Byłem już w stanie rozróżnić jego nastroje pomimo jego wiecznie skrzywionej miny. Kluczem do tej umiejętności, jak wynikało z mojego doświadczenia, był układ jego ust i wyraz oczu. Wątpię, żebyś kiedykolwiek widziała równie ekspresyjne oczy, co jego, Emily. Powinienem kiedyś was przedstawić, abyś mogła to zaobserwować osobiście.

Wracając do opowieści. Minął kwiecień, podczas którego nie wydarzyło się nic ponad to, o czym już ci mówiłem. Dopiero maj przyniósł znaczące wydarzenia.